sobota, 23 maj 2020 17:45

Weronika: Maryja czyni cuda Wyróżniony

Napisał 
Oceń ten artykuł
(10 głosów)

serce2Z napisaniem świadectwa zwlekałam zdecydowanie za długo.

Może było to potrzebne, bym porządnie przeanalizowała całą sytuację, może faktycznie powinnam zrobić to dużo wcześniej, by kolejni ludzie jak najszybciej mogli ujrzeć jak najwięcej świadectw o niewysłowionej dobroci naszej ukochanej Mamy w niebie; mniejsza z tym - piszę! 

Miało to miejsce już prawie rok temu, a ja nadal nie wiem jak odwdzięczyć się Jej za dokonanie tego małego (lecz dla mnie tak wielkiego) cudu.

Przede wszystkim, nie chcę, by było to odebrane jak ckliwe wyznanie o niespełnionej miłości. Z perspektywy czasu patrzę na to jak na wpisaną w życie opowieść o dojrzewaniu, zrozumieniu i przebaczeniu.

Poznałam A. na samym początku studiów. Był trochę starszy, tajemniczy, wycofany, jednak jednym z pierwszych uczuć, jakie miałam w stosunku do niego, było zaufanie. Bardzo szybko wszyscy zauważyli, że również ja wpadłam mu w oko, jednak, ku mojej frustracji, nie chciał rozwijać tej relacji.

Nasz wspólny przyjaciel (wspaniały przyjaciel!) powiedział mi raz w tajemnicy, że A. zwierzył mu się po którymś piwie, że bardzo chciałby stworzyć szczęśliwy związek z jakąś dziewczyną, ale wydarzenia z przeszłości sprawiają, że nie może znaleźć odwagi.

Faktycznie, oprócz chemii i zainteresowań łączyły nas pewne traumy z okresu nastoletniego. Mi bardzo brakowało miłości, nie wytworzyłam głębokiej więzi z rodzicami, oprócz tego przez cały okres szkolny nie miałam chłopaka, nie spotykałam się z nikim, ba, nie byłam nigdy przez żadnego chłopca adorowana, nikt nie tańczył ze mną na studniówce...przez to wszystko wpadłam w sidła przekonania, że miłość, a potem życie rodzinne nie jest dla mnie, że powinnam zamknąć się w ścianach własnego umysłu i poświęcić nauce.

Jeśli czytają tą mężczyźni - możecie tego nie zrozumieć, kobiety po prostu mają wpisaną w swoją naturę potrzebę mniejszej lub większej adoracji.

A. miał nieco bardziej intensywne przeżycia - związał się już w wieku 14 lat z dużo starszą dziewczyną, która nie uszanowała tego, że A. jest jeszcze praktycznie dzieckiem i dopiero zaczyna dojrzewać. A. mocno się do niej przywiązał i bardzo przeżył zerwanie 4 lata później. W tym samym roku ojciec, który od lat nie żył już z jego matką, zerwał z nim kontakt by poświęcić się swojej nowej rodzinie.

Te dwa wydarzenia, które zbiegły się w jednym czasie sprawiły, że A. popadł w depresję - nie wstawał z łóżka, oblał klasę maturalną... Poznaliśmy się 3 lata po tych wydarzeniach, jednak dowiedziałam się o nich jeszcze później.

Zaledwie po 4 miesiącach naszej znajomości A. wyjechał na pół roku na studia za granicę. Już wtedy wiedziałam, że to "ten jedyny", mimo tego, że do tej pory sama gardziłam romansidłami i wzniosłymi frazami typu "miłość od pierwszego wejrzenia". Ale przy nim czułam się bezpieczna, ważna, czułam, że mogłam mu zaufać.

Postanowiłam, że przez cały okres jego zagranicznych studiów będę modlić się za niego na różańcu każdego dnia. Każdego dnia pisaliśmy też ze sobą, byłam szczęśliwa, że coś, co ma w przyszłości przerodzić się w związek, oparte będzie na rozmowie, na wzajemnej wiedzy o sobie, wymianie myśli, nie zaś na cielesności.

Tak jak przewidziałam, gdy tylko A. wrócił do Polski, wybuchnęliśmy wzajemną tęsknotą. Byłam taka szczęśliwa! Wreszcie uwierzyłam, że ja też mogę być czyjąś wybranką i mieć kogoś do kochania i dbania o niego, a nie tylko patrzeć na szczęście ludzi dokoła.

Niestety, po pół roku głębokiej relacji A. oświadczył mi, że nie chce zaangażowania. Było to dla mnie jak policzek, gdyż dzień wcześniej uświadomiłam sobie, że go szczerze i prawdziwie kocham. On także był nieco załamany tą sytuacją, czuł się źle z poczuciem, że mnie wykorzystał i bardzo starał się ratować naszą jakąkolwiek relację w jakikolwiek sposób. Opowiedział mi szczerze o swoich traumatycznych przeżyciach, jednak ja miałam już na tyle mętlik w głowie, że nie byłam w stanie zrozumieć, że A. potrzebuje jeszcze czasu, że jednak nie jest jeszcze gotowy.

Zaczęłam go osaczać, raz na jakiś czas wybuchać przy nim płaczem, wydzwaniać do niego po pijaku, jednym słowem - zachowywać się jak gówniara. No i w najmniej odpowiednim momencie, dodając sobie odwagi alkoholem, wyznałam mu miłość. A. zwyczajnie się przestraszył. Uciekł, nasza przyjaciółka, do której zadzwonił, by się mną zaopiekowała miała wrażenie, że płakał.

Zerwał ze mną kontakt, wyjechał na kolejny semestr nauki za granicą. To było pod koniec roku 2017. Wkrótce "zerwała ze mną" również owa przyjaciółka, zauroczona moim A. postanowiła spróbować u niego swoich szans (próbowała, jak niedawno się dowiedziałam, bezskutecznie, przez prawie 1,5 roku). Bardzo źle to przeżyłam. Przestałam jeść, w przeciągu jednego miesiąca schudłam ok. 8 kg. Wpadłam w depresję, nie wstawałam z łóżka, marzyłam, by zasnąć i się nie obudzić. Nadal czasem o tym marzę.

Wpadłam także w szereg innych problemów zdrowotnych, takich jak anemia, migreny, biegunki nerwowe, ataki paniki. Z pogodnej, wiecznie radosnej dziewczyny zmieniłam się w opryskliwą, niemiłą zołzę.

Straciłam w tamtym okresie kilkoro przyjaciół. Nie mam do nich żalu, stałam się w końcu innym człowiekiem. Nie było już W. którą znali. Po ok. pół roku zaczęłam wychodzić na prostą, jednak tęsknota za moim ukochanym nie mijała.

W wakacje 2018 postanowiłam odmówić w intencji naprawy naszego związku Nowennę Pompejańską, jednak okazała się ona dla mnie za dużym wyzwaniem. Znów zaczęłam popada w rozpacz. Pół roku po nieudanej próbie podejścia do Nowenny uciekłam się do metody, o której usłyszałam na rekolekcjach od księdza jeszcze jako mała dziewczynka (ksiądz ów, gdy zaczął w dość późnym wieku rozważać powołanie do kapłaństwa, postanowił zrobić to, co podpowie mu Biblia, a mianowicie postąpić zgodnie z fragmentem, na którym otworzył Pismo na chybił trafił), nigdy jednak nie chciałam jej wypróbowywać, gdyż Pismo Święte to nie wróżby.

Mimo to, pewnego razu gdy było ze mną bardzo kiepsko, pomodliłam się do Pana, by wskazał mi odpowiednią drogę i otworzyłam Pismo na losowej stronie... była to Pieśń Nad Pieśniami, do tego cz. 4, w której oblubieniec zostawił oblubienicę, a ona szuka go, chora z miłości! Postanowiłam więc po raz kolejny spróbować Nowenny Pompejańskiej.

W samym jej środku uświadomiłam sobie jednak, że nie mogę prosić Pana o ingerencję w czyjekolwiek uczucia, nie mogę prosić, by A. znów mnie pokochał. Zmieniłam więc intencję, zaczęłam modlić się, by za wstawiennictwem Najświętszej Marii Panny Bóg naprawił naszą relację, w jakimkolwiek kształcie.

W tym samym czasie dowiedziałam się o istnieniu Nowenny do M. B. Rozwiązującej Węzły. Natknęłam się także na opinię, jakoby była to modlitwa wyjątkowo skuteczna w intencjach dotyczących napraw relacji międzyludzkich. Równolegle kończyłam Nowennę Pompejańską i mówiłam Nowennę do MB Rozwiązującej Węzły.

Modliłam się, by za wstawiennictwem Marii Pan zabrał ten cały żal oraz niechęć jaka tkwiła między mną a ukochanym. Za pośrednictwem nowenny wybaczyłam także niegdysiejszej przyjaciółce.

Na efekty nie musiałam długo czekać. Mniej niż dwa miesiące po zakończeniu Nowenny mój A. miał urodziny, postanowiłam więc, jak zawsze, złożyć mu życzenia. Przez poprzedzające to wydarzenie 1,5 roku pisaliśmy sobie życzenia w każde urodziny, święta itp, jednak za każdym razem, gdy próbowałam przeciągnąć rozmowę, on ją ucinał, nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Jednak tym razem pisaliśmy ze sobą kilka godzin... I tak już zostało.

Od 10 miesięcy utrzymujemy regularny, koleżeński kontakt, jesteśmy w miarę na bieżąco, jakiś czas temu A. dołączył nawet do mnie i naszych starych znajomych w kinie i obyło się bez niezręczności czy niechęci. Jesteśmy kolegami. Ani ja, ani on przez cały ten czas nie próbowaliśmy budować relacji z nikim innym.

Nie wiem, czy dane nam jeszcze kiedyś być razem. Nawet jeśli nie, jestem przeszczęśliwa i wdzięczna naszej Mamie w niebiosach, że pomogła mi w tej ciężkiej sytuacji i z jej pomocą mogę nadal mieć w swoim życiu takiego wspaniałego i interesującego człowieka jak A.

Nawet jeśli już nigdy nie będę mogła go przytulić, jestem wdzięczna, że zawsze mogę z nim porozmawiać, wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Nie mam pojęcia jak odwdzięczyć się Marii, czy za tak wielki dar wystarczy odmawianie różańca świętego?!

Od tamtej pory zawsze, gdy ktoś z moich bliskich ma problemy w relacjach, czy to z chłopakiem, czy to z przyjacielem, czy to z rodziną - polecam Nowennę do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły. Maria czyni cuda!!!

Weronika

 

 

Prześlij nam swoje świadectwo na adres e-mail    Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

Czytany 6634 razy Ostatnio zmieniany sobota, 23 maj 2020 18:03

1 komentarz

  • Link do komentarza Ratees niedziela, 07 czerwiec 2020 12:12 napisane przez Ratees

    Wow, piękne. Tez się zacznę modlić o naprawę relacji z przyjacielem, który zerwał kontakt...

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Facebook

Społeczności